zobacz:  przerywnik.pl   autogielda.pl   e.autogielda.pl

Sobota, 18 Maja 2024, Imieniny obchodzą: Alicja, Feliks, Eryk

ds

NAPISZ DO ODJAZD-u

Napisz do nas - w każdej sprawie związanej z motoryzacją

reklama@autogielda.pl

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

Chevy wraca

Tomasz Puchalski


Chevrolet to po Cadillacu najlepiej rozpoznawalna marka największego koncernu motoryzacyjnego świata - General Motors. Ale to nie jedyny powód, dla którego warto poświęcić tej firmie trochę uwagi. Po wielu latach nieobecności Chevrolet wraca na polski rynek motoryzacyjny. Tak, tak wraca. Niewielu bowiem pamięta, że Chevrolety montowano w Polsce w okresie międzywojennym, a w latach 70. można je było kupić za tzw. bony dolarowe

Większości rodakom Chevy kojarzy się z "niedrogim" amerykańskim krążownikiem. Niektórym w oczach wyobraźni pojawi się obraz kultowej Corvetty. Nieliczni skojarzą markę ze stylowym coupe Camaro. A co pojawi się w naszych salonach? Hm... Będzie chyba spora grupa zawiedzionych. W Polsce pod marką Chevroleta szefowie koncernu General Motors postanowili sprzedawać samochody znane na innych rynkach jako... Daewoo. Ale spokojnie! Czytajcie dalej. Te Chevrolety nie mają nic wspólnego ze znanymi z naszych dróg Lanosami, Nubirami i Leganzami. To zupełnie inne samochody, a to że nie można ich u nas sprzedawać jako Daewoo wynika z co najmniej trzech powodów. Po pierwsze rodzime Daewoo-FSO nadal produkuje i sprzedaje auta pod tą marką. Po drugie fabryka ta nie została przejęta przez General Motors tak jak inne fabryki Daewoo, a co za tym idzie z nowo powstałym koncernem niewiele ją już wiąże. I po trzecie wreszcie, co najbardziej zrozumiałe, Daewoo w Polsce nie kojarzy się najlepiej.



Durant Durant

No i tym sposobem mamy w kraju nad Wisłą samochody produkowane w Korei Południowej, firmowane przez amerykańskiego Chevroleta, błogosławione prze General Motors i sprzedawane w salonach Opla. Niezły koktajl. Zawiłości ta marka ma chyba wpisane w geny. Jej twórcą był William Crapo Durant - ten sam, który założył w 1908 r. General Motors i który swoje dziecko opuścił kilka lat później, bo popadło w kłopoty finansowe i zarząd nad nim przejęły banki. Pan Durant został co prawda wiceprezesem, ale dla tego człowieka decyzyjna zależność od kogokolwiek była bolesnym cierniem i uknuł chytry plan ponownego przejęcia całkowitej kontroli nad koncernem. Posłużył się szwajcarskim kierowcą wyścigowym Louisem Chevroletem, którego sprowadził do Stanów po to, by poprowadził stajnię jego wyścigowych Buicków. Ale nie tylko. Louis Chevrolet był też świetnym konstruktorem, a to w połączeniu z finansowo twórczym umysłem Duranta zaowocowało powstaniem w 1911 r. Chevrolet Motor Car Company.

Nowa firma szybko zaczęła liczyć się na amerykańskim rynku motoryzacyjnym. Oferowała poprawne, trwałe samochody za rozsądną cenę. Rosły jej notowania na giełdzie. Jednak nie to interesowało najbardziej Williama Duranta. On miał jeden cel - General Motors. Jego przebiegłość była zdumiewająca. Zaoferował bowiem bankierom nadzwyczaj korzystny interes. Za jedną akcję GM dawał pięć akcji Chevroleta. Kiedy w 1915 r. wygasła umowa oddająca General Motors pod kontrolę banków, pan Durant zjawił się na dyrektorskiej radzie, która miała zarządzać koncernem i oznajmił, że ma 450 tys. akcji GM. Wszystkich było 850 tys. Nikt wreszcie nie miał nic do gadania i Durant dopiął swego. Odzyskał władzę nad General Motors. Paradoks tej sytuacji polegał na tym, że firma Chevrolet w osobie Duranta stała się głównym właścicielem koncernu GM, a ten z kolei miał wszystkie akcje Chevroleta. Durant nic sobie z tego nie robił i włączył po prostu Chevroleta do GM. Sielanka nie trwała jednak długo. William Durant był autokratą. Nie słuchał innych, a sam działał raczej intuicyjnie i ryzykancko. Tak nie dało się jednak rządzić wielkim koncernem. Zbliżał się kryzys, który doprowadził firmę na skraj przepaści. Duranta zaczęli opuszczać ludzie, dzięki którym korporacja mogła w ogóle istnieć. Odszedł Chrysler i Leyland - pomnikowe nazwiska w historii motoryzacji. Ten pierwszy założył zresztą znaną dziś wszystkim nową firmę. Banki przestały kredytować Duranta i ten zorientowawszy się, że nie zdoła sam uratować firmy, zdecydował się na krok wielki. Odszedł. Dla dobra swojego dzieła. Nie mógł bez samochodów wytrzymać jednak długo i zaczął wytwarzać auta firmowane swoim nazwiskiem. Nie odniosły one jednak sukcesu, a w Polsce ochrzczono je pogardliwie Durak.



(Nie) tylko Corvetta

A Chevrolet? Patrząc na historyczny przegląd modeli, trudno jest znaleźć jakieś szczególne auta. Ot zwykłe amerykańskie limuzyny. Trochę "skrzydlaków" takich jak nieco bardziej znany Bel Air, popularna Impala, a także oglądany niemal na każdym filmie zza Oceanu Caprice - ulubione auto tamtejszej policji i taksówkarzy (tylny napęd, ramowe nadwozie!).

Nieco więcej ikry ma w sobie Camaro, które pojawiło się w ofercie w 1967 r. i było odpowiedzią Chevroleta na nieprawdopodobny sukces Forda Mustanga. Prawie sześciolitrowy motor (oczywiście jedynie słuszne V8) w wersji SS 350 dostarczał na tylne koła 300 KM. Oferowano coupe lub cabrio. Samochód ten zawsze pozostawał jednak w cieniu rywala z dzikim koniem na masce.

Niewątpliwie najbardziej ekscytującym samochodem tej firmy jest Corvetta. Na temat tego auta pisane są całe książki. Amerykańskie Ferrari pojawiło się w 1953 r. i miało pewną szczególną cechę charakterystyczną dla tego modelu po dziś dzień - nadwozie z tworzyw sztucznych. Ojcem Corvetty był Harley Earl, główny stylista General Motors, ten sam, który wymyślił "skrzydła" amerykańskich krążowników.

Pierwszy model Corvetty wyposażono w sześciocylindrowy motor niegodny prawdziwego amerykańskiego samochodu sportowego. Miał 145 KM, co przy pojemności 3.8 l nie było wartością powalającą. Błąd szybko naprawiono i pod maskę wtłoczono widlastą ósemkę. Żadnych zastrzeżeń nie budziło nadwozie. Na jego widok i dzisiaj niektórym cieknie ślina. Niskie, o "bulwiastych" kształtach ze szczątkowymi skrzydełkami z tyłu i specyficzną szybką ledwie ochraniającą kierującego przed wiatrem. Piękny samochód! Wkrótce jednak ideał poprawiono. Następca Earl'a - Bill Mitchell łowiąc pewnego razu ryby upolował rekina i tak zafascynował się kształtem zwierzęcia, że postanowił przenieść tę formę na drogi. W 1963 r. w salonach sprzedaży pojawiła się nieziemska Corvetta Sting Ray. Nie trzeba być ichtiologiem, żeby dojrzeć w nim morskiego drapieżnika. Co ciekawe niedługo potem zadebiutował Sting Ray lakierowany na podobieństwo tygrysa oceanów. Jasne "podbrzusze" i ciemnogranatowa góra karoserii. Bajeczne auto, którego spadkobiercą jest dzisiejsza nieco mniej ekscytująca Corvetta. Zawsze jednak szybka, zawsze z potężnym V8 pod maską, zawsze z tworzywa sztucznego i zawsze droga. Na pewno nie dla przeciętnego zjadacza chleba. Dla niego Chevrolet ma w ofercie inne samochody, niekoniecznie made in USA. W Brazylii sprzedawane są pod tą marka Corsy, w Rosji Nivy, a u nas...



A może by tak?

Chevrolet powrócił. Do jego sprzedaży wytypowano 26 dealerów Opla (chociaż dziennikarski "krecik" donosi o jednym salonie firmowanym przez Chevroleta, bez Opla). Pojawienie się nowej marki, nowych samochodów dla Kowalskiego oznaczać może tylko to, co dobre. Większa konkurencja, niższe ceny, większy wybór. Ale może by tak Panie i Panowie z General Motors z tych 26 sprzedawców wybrać chociaż kilku, którzy mogliby zaoferować prawdziwego Chevy? Taką Corvettę dajmy na to. Jasne! Kokosów na tym się nie zbije, ale prestiż marki zyska, a chętny znajdzie się pewnie niejeden. W każdym razie ja czekam niecierpliwie. I na raty poproszę...

Niebawem na łamach test "nowego" dziecka Chevroleta - modelu Aveo, a już za tydzień nieco bardziej emocjonujący model innej amerykańskiej marki - ognisty Chrysler Crossfire.

SZUKAJ

NASZE GAZETY

OGŁOSZENIA

cena: 29 990,00 PLN

data: 2024-03-26

cena: 3 900,00 PLN

data: 2024-03-26

cena: 16 900,00 PLN

data: 2022-11-30

cena: 59 900,00 PLN

data: 2022-11-30

cena: 16 900,00 PLN

data: 2022-11-30


 

NASZE SERWISY

Autogielda  Odjazd  M2 Planeta zwierząt  Erotyka

Redakcja: raklama@autogielda.pl

Copyright © 2008 Autogielda - M. MAJSKI, J. STYRNA - SPÓŁKA JAWNA