zobacz:  przerywnik.pl   autogielda.pl   e.autogielda.pl

Sobota, 18 Maja 2024, Imieniny obchodzą: Alicja, Feliks, Eryk

ds

NAPISZ DO ODJAZD-u

Napisz do nas - w każdej sprawie związanej z motoryzacją

reklama@autogielda.pl

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

MINI Cooper S: MiniMax

Tomasz Puchalski


Sir Alec Issigonis zaprojektował podobno pierwsze MINI na serwetce. Było tak małe, ponieważ nic większego nie zmieściło się na niewielkim skrawku papieru. Dokładnie 42 lata temu, w styczniu 1964 roku Paddy Hopkirk spuścił "miniakiem" pierwszy (i nie ostatni) łomot, królującym wówczas na oesach Saabom i Fordom w wielce prestiżowym Rajdzie Monte Carlo. To był początek sukcesów rajdowych i rynkowych diabelskiego pudełka

Styl!

Dzisiejsze MINI to już zupełnie inna bajka, ale producent (BMW) nie zapomniał o historycznych korzeniach. W ofercie obok silniczków dla gospodyń domowych jest coś, co może dać mnóstwo radości prawdziwym maniakom czterech kółek - 1,6-litrowy agregat, którego oddech wspomagany jest mechaniczną sprężarką Rootsa. Napęd niewielki może ciałem, ale duchem przerastający chyba wszystko, co można spotkać w tej wielkości autkach. Od tego samochodu naprawdę można się uzależnić. Ale od początku...

Historyczne cytaty widać w karoserii MINI już na pierwszy rzut oka. Autko uwodzi i czaruje równie skutecznie płeć piękną, jak i tę brzydszą. Mimo, że obecne na ulicach już od kilku lat, a ostatnio coraz głośniej mówi się o następcy, to zza kierownicy "miniaka" nadal nietrudno dostrzec ukradkowe spojrzenia przechodniów i kierowców (ale częściej "kierowniczek"). Ciekawe jest to, że często okraszone uśmiechem. MINI narysowane jest bowiem tak, że w ogóle nie budzi negatywnych emocji. W sumie nietrudno to zrozumieć patrząc na wielką, "uśmiechniętą" paszczę wlotu powietrza, ufne, dziecinnie wielkie reflektory i wesołą kolorystykę. MINI podoba się wszystkim i to już w wersji podstawowej. W odmianie topowej ma jeszcze kilka ekstrasów. Na ulicy wytrawny znawca rozpozna Coopera S na pierwszy rzut oka. Maska przednia wyposażona została w dodatkowy otwór pozwalający lepiej chłodzić mocno wyżyłowany silnik (ponad 100 KM z litra pojemności). Z tyłu atrybutami "eski" są dyskretna lotka na klapie bagażnika i podwójna końcówka tłumika wyprowadzona w środkowej części zderzaka. Żeby nie wpędzać w wątpliwości tych, którzy patrzą na Coopera S z boku, w przednich błotnikach wylądowały rasowe chrapy z wystylizowaną, czerwoną literą "S". Wprawne oko dojrzy jeszcze nadwozie węszące nieco bliżej asfaltu, niż ma to miejsce w cywilnych "miniakach". Aż tyle albo tylko tyle - jak kto woli. MINI i tak jest jedyne w swoim rodzaju i nie sposób pomylić go z czymkolwiek innym. Więcej błyskotek Cooper S nie potrzebował.



Niepotrzebna elektronika

Jeszcze oszczędniej potraktowano wnętrze "eski". Od słabszych wersji różni się niewiele. Ma głębsze, bardzo wygodne fotele, które nie grzeszą jednak komfortem regulacji oparcia. Przed oczami kierowcy na kolumnie kierownicy są dwa małe i niezbyt czytelne "zegarki" obrotomierza i prędkościomierza. Na środku kokpitu wylądowała wielka okrągła tarcza, w którą wpisano wskaźniki temperatury oleju i cieczy chłodzącej, poziomu paliwa oraz ten ulubiony, wiecznie żywy - pokazujący ciśnienie doładowania. Taki zestaw wskaźników komponuje się z MINI najlepiej. W zależności od wersji, umeblowanie deski rozdzielczej może bowiem prezentować się różnie. Najgorzej temat wygląda wtedy, gdy centralną część kokpitu szpeci prostokątny ekran komputera i systemu nawigacji. Trochę tak, jakby miejsce Big Bena w Londynie zajął ogromny, elektroniczny zegarek. Cały czar i urok nostalgicznego wnętrza pryska. Esteci powinni więc zastanowić się dwa razy przed ewentualną dopłatą. Bez niej mogą cieszyć oczy całym mnóstwem wypieszczonych stylistycznie "gadżetów" począwszy od dysz systemu przewietrzania wnętrza, przez klamki, a skończywszy na arcypięknych i absolutnie niepowtarzalnych przełącznikach umieszczonych w dolnej części środkowej konsoli (małe dźwigienki wykonane jak za dawnych, dobrych czasów z prawdziwego metalu - cudo!).

Za sterem siedzi się rewelacyjnie. I to pomimo tego, że można go ustawiać tylko w pionie. Nie przeszkadza to zbytnio, ponieważ kierownica jest mocno odsadzona od deski rozdzielczej, zatem nawet cofając daleko fotel, bez problemu sięgamy do jej wieńca. Kuper kierowcy Coopera znajduje się dość blisko podłogi, co cieszy smakoszy tematu, bo w tej klasie jest to prawdziwa rzadkość. Uda podpierane są wygodnie przez wyraźnie wyprofilowane po bokach poduszki siedziska. Plecy również znajdują prawidłowe podparcie z tym, że przy takich możliwościach trakcyjnych "eski" boczne trzymanie mogłoby być lepsze. Fotel nie trzyma jak imadło, a czasami powinien. O tym jednak później.

Z przodu nie zabraknie miejsca ani tobie, ani twojej pasażerce. Jeśli jednak jesteście parą i myślicie o potomstwie, a MINI ma być jedynym pojazdem w rodzinie, możesz niebawem spodziewać się awantur. Do drugiego rzędu dostać się niełatwo, a miejsca tam tyle co kot napłakał. Wpis w dowodzie rejestracyjnym mówiący o tym, że MINI jest samochodem czteroosobowym to czysta teoria. Próba przewiezienia na tylnej kanapie kogokolwiek, nawet dziecka, wymaga kompromisów z tymi, co siedzą z przodu. Poza tym bagażnik "miniaka" jest tak mały (150 l), że każdy dłuższy wypad wiąże się z koniecznością przekształcenia przestrzeni za przednimi fotelami w miejsce na bagaże. Słowem, jeśli twoja rodzina liczy więcej niż dwie osoby, o MINI zapomnij. I żałuj!



Magia Coopera

Już pierwsze przekręcenie kluczyka budzi do życia twoją gadzią część mózgu. Prychnięcie tłumika nie oszczędza żadnej komórki i przez ciało przebiega dreszczyk emocji. Na twarzy maluje się uśmiech, a podświadomość nadmuchuje twoje zwiotczałe ego. Lekka przegazówka i już wiesz, że po drodze spotkasz bardzo niewielu takich, którzy będą w stanie ci dorównać. Dotykasz zimnej, chromowanej kulki na lewarku zmiany biegów. Znowu rozkosz. Gładko wkładasz jedynkę. Krótki skok, perfekcyjna precyzja prowadzenia drążka zakończona pewnym zapięciem. Tak wchodzi każdy z sześciu biegów. Czuć, że ten mechanizm konstruowali mistrzowie z Monachium. Patrzysz na merdającą wskazówkę obrotomierza, a kątem oka obserwujesz stopień doładowania. Mięsisty, rasowy dźwięk wydechu prędzej czy później sprawi, że odsuniesz okno i będziesz chciał posłuchać go gdzieś w tunelu. Po ruszeniu natychmiast stwierdzisz, że jak już się zatrzymasz, możesz być innym człowiekiem.

Każdy ruch kierownicy z prędkością światła przenoszony jest na przednie koła. Układ kierowniczy wspomagany jest elektrycznie i powinien być w związku z tym niezbyt komunikatywny. A jest totalnie doskonały. Rewelacyjny! Wszelkiej maści serpentyny i wiraże natychmiast pokochasz. Poczujesz się jak chirurg tnący łuki z milimetrową precyzją. I to w samochodzie z przednim napędem i ponadstandardową mocą. Dojeżdżasz do zakrętu, krótkie hamowanie, redukcja, gaz, delikatny ruch steru i... "połykasz" go dokładnie tak, jak to sobie zaplanowałeś. Doskonałe, neutralne i precyzyjne prowadzenie nie ma sobie równych. MINI jest klasą samą dla siebie.



Cena przyjemności

Dzięki skomplikowanemu zawieszeniu MINI nie tylko świetnie się prowadzi. Również komfort jazdy pozostał na znośnym poziomie. Autko jest naturalnie sztywne i bardzo sprężyste, jednak nie drży i nie skacze na każdym przejechanym patyku tak, że trzeba zaciskać szczękę, żeby nie stracić jakiejś plomby. Poza tym w MINI prawie w ogóle nie czuć wpływu momentu obrotowego na kierowane koła. Sterem nie szarpie i nie ciągnie to w lewo, to w prawo. Trakcja także jest bez zarzutu. Elektronika (układ ASC+T) dba o to, żeby przednia oś nie mieliła bezproduktywnie asfaltu, ale nawet bez niej (można ją wyłączyć) zerwanie przyczepności nie jest łatwe. Z tyłu również nie oszczędzano i zafundowano "miniakowi" system w tej klasie aut zupełnie niespotykany - całkowicie niezależny układ wielowahaczowy.

Wolno tym samochodem jeździć się nie da. Jeśli tylko sytuacja na drodze pozwala na wciśnięcie prawej stopy w dywanik, robisz to z wielką przyjemnością. Groźny syk sprężarki cieszy tak samo, jak reakcje samochodu na ruchy kierownicy. Dzięki mechanicznemu doładowaniu moc rozwijana jest bardzo harmonijnie, przydałby się jednak lepszy "kop" tuż po starcie. Poniżej 2 tys. obrotów silnik dopiero zaczyna się rozkręcać i chcąc jeździć bardzo, bardzo dynamicznie, musisz dbać o to, by wskazówka obrotomierza zamiatała górne jego rejony. Niestety ostra jazda kosztuje. Pod dystrybutorem trzeba płacić, i to słono. Permanentne poganianie stadka pod maską to 12-14, a czasami i więcej litrów, ale przyjemności są i zawsze były przecież drogie. Niestety.



*



Jazda Cooperem S przypomina otworzenie piwniczki z najlepszymi winami świata. Ciągle obiecujesz sobie, że to już ostatni kieliszek, ale twoja silna-słaba wola nie jest w stanie odmówić wypicia kolejnego. W MINI rozkochujesz się coraz bardziej z każdym pokonanym zakrętem, z każdym dodaniem gazu, z każdym ruchem kierownicy. W MINI obiecujesz swojemu JA, że już szybciej nie będziesz próbował, że wiesz, że przesadziłeś itd. Ale jednak próbujesz. I udaje się. I znowu stwierdzasz, że nie, że znów przekroczyłeś granicę rozsądku i że w kolejny łuk wjedziesz... jeszcze szybciej. W pewnym momencie nic sobie już nie obiecujesz, bo "eska" odurza cię tak jak następny kieliszek szlachetnego trunku. Nie potrafisz odmówić sobie otworzenia kolejnej butelki, a jedyne co pozostaje ci do odmówienia, to modlitwa o szczególną troskę Anioła Stróża patrzącego z góry na twoje asfaltowe wygibasy. Taki jest Cooper S. Nie jadowity, nie krnąbrny, nie gotuje krwi jak Evo czy STI, ale jednak uzależnia. Jest jak ulubione buty, które mają w sobie coś takiego, że jak je wkładasz, to nogi same chcą biegać. Magia. Ot i wszystko.

SZUKAJ

NASZE GAZETY

OGŁOSZENIA


 

NASZE SERWISY

Autogielda  Odjazd  M2 Planeta zwierząt  Erotyka

Redakcja: raklama@autogielda.pl

Copyright © 2008 Autogielda - M. MAJSKI, J. STYRNA - SPÓŁKA JAWNA