Bond, James Bond. Ale dlaczego akurat ten? Ba, po pierwsze, jest tu akcent Polski (Izabela Scorupco). Po wtóre, mam do tego Bonda ogromny sentyment (vide agentka KGB, która dusi udami w łaźni parowej, ech). A po trzecie jest w ładna motoryzacyjna ciekawostka. Otóż Bond jeździ sobie BMV Z3, a nie jak zwykle Aston Martinem. Co więcej: BMV zostało wyjątkowo dobrze wyeksponowane, ma nawet swoją scenę, podczas której agent 007 steruje nim z pomocą pilota, a auto zapietruszcza po podziemnym parkingu aż miło. Jest to zresztą reklama wykupiona przez BMV - taki product placement, a całej akcji towarzyszyły jeszcze inne bezwstydne działania promocyjne.

I, paradoksalnie, na tym właśnie polega siła filmu. Na tym, że mimo histerycznego songu U2, mimo braku oryginalnego Bonda (dla mnie to Sean Connery zawsze będzie Bondem i basta!), mimo dość nachalnych reklam BMV, mimo pani Scorupco i wszelkich innych usterek, otóż mimo światu i na przekór ogółowi: film ogląda się świetnie. Bond ma godnych siebie przeciwników, całość jest ekscytująca i absurdalna, scenariusz woła o pomstę do nieba, grawitacja nie obowiązuje, a nasz bohater ratuje świat, zdobywa piękną kobietę, no i jeździ, ściga się, łamie przepisy ruchu drogowego i w ogóle równy z niego gość.

Wielka Brytania / USA 1995, reż. Martin Campbell

Cytat:

- Rozwalasz wszystkie pojazdy, którymi kierujesz?

- To standardowa procedura.

SZUKAJ

NASZE GAZETY