Bob Dylan, Christmas In The Heart

Przemek Jurek

Wśród topowych artystów ze świecą szukać takich, którzy oparli się pokusie zarobienia paru dolarów na płycie lub choćby piosence na Boże Narodzenie. Bob Dylan opierał się długo, nawet jeśli liczyć ten czas tylko od momentu, gdy artysta został praktykującym chrześcijaninem (ochrzcił się w 1970 r.). Fakt, że nagrał album pod tytułem „Christmas In The Heart” nie powinien jednak nikogo przerażać. Bob Dylan ma swój styl. I nagrał ten album po swojemu.

Płyta zawiera dylanowskie opracowania tradycyjnych piosenek bożonarodzeniowych. Tradycyjnych oczywiście za oceanem. Mamy tu więc takie hity jak „Here Comes Santa Claus”, „I’ll Be Home For Christmas” czy „The Christmas Song” - i jeszcze dwanaście innych. Wszystkie jednak zaśpiewane są tym charakterystycznym zdartym głosem, więc siłą rzeczy pozostają chropawe i surowe. Nawet jeśli gdzieniegdzie pojawią się dzwoneczki i chórki, na pewno nie można Dylana pomylić z Michaelem Boltonem. Już raczej z Tomem Waitsem. Ten album to świetny prezent dla zatwardziałych fanów bluesa, folku i country, czyli dla zwolenników tzw. amerykańskiego grania, które przecież zaczynało się tam, gdzie zaczynał i Bob Dylan. Kto wie, może większą frajdę sprawi jednak po prostu tym, którzy nie potrafią znieść sączącego się w święta (z radia, telewizji, zewsząd) lukru i dostają gęsiej skórki słysząc setny raz pieśń pt. „Last Christmas” zespołu Wham. O tak, ci będą zadowoleni, a imię ich Legion. A cynicy, bez zastanowienia oskarżający Boba Dylana o koniunkturalizm, niech wiedzą, że cały dochód ze sprzedaży płyty muzyk przeznaczy na rzecz walczącej z głodem organizacji Feeding America. Słuchać w domu i samochodzie. Aż do następnego roku.