Armia „Freak”

Przemek Jurek

Jakiś czas temu stwierdziłem w tej rubryce autorytatywnie, że w samochodzie najlepiej sprawdza się muzyka prosta i bezpretensjonalna. Rzecz jasna, podtrzymuję ten – oczywisty swoją drogą – pogląd, i zazwyczaj taką właśnie muzykę Państwu proponuję, ale dziś, dla urozmaicenia, polecę płytę, która nie jest ani prosta, ani bezpretensjonalna. Polecę otóż najnowszy album zespołu Armia.

I nie, nie będzie tu mowy o płycie „Der Prozess”, ta jest ze stycznia zeszłego roku i akurat w sam raz do auta. Będzie tu mowa o armijnej płycie kolejnej, zatytułowanej „Freak”. Nie wszyscy się może zorientowali, ale w niecałe 10 miesięcy po wydaniu „Procesu”, Tomasz Budzyński z kolegami pchnęli do sklepów zupełnie nowy krążek. Krążek jakby nie tego zespołu, który swego czasu oczarował nas „Legendąâ€ czy „Duchem”.

„Freak” zdumiewa i dzieli fanów tej zasłużonej dla polskiego rocka formacji. Armia przyzwyczaiła nas do odjechanych tekstów i ostrych, podszytych punkiem utworów. „Der Prozess” aż skrzył się od nich, „Freak” natomiast to psychodelia, eksperymenty, pomieszanie Pink Floyd (wczesnego) z The Doors, garażu z progresem i rocka z muzyką improwizowaną. Do tego mamy angielskie teksty oraz fantastyczny skład z Robertem Brylewskim i Sławomirem Gołaszewskim. W efekcie dostajemy coś absolutnie nieprzewidywalnego i zaskakującego. Muzykę, która drażni, irytuje i wciąga. Utwory, które ciągną się po sześć albo i dziesięć minut, ale nie nużą, lecz intrygują i zadziwiają muzyczną wyobraźnią i inwencją. „Freak” to coś kompletnie wbrew oczekiwaniom fanów, a taki gest należy docenić. Do posłuchania raczej na parkingu niż w trasie, ale na pewno - do posłuchania.